sobota, 12 kwietnia 2014

Chapter One - „Just A Dream”

Przetarł zaspany oczy i odrzucił kołdrę na bok wstając. Spojrzał na zdjęcie oprawione w ramkę, które stało na komodzie. Fotografia przedstawiała jego z młodszych lat oraz ojca i matkę. Szczęśliwa, przykładna i uśmiechająca się rodzina. Bzdura.
Położył ramkę na komodzie tak, że nie było widać zdjęcia i wszedł do łazienki. Kilka minut później wrócił do pokoju i sięgnął po szare dresy po czym je założył. Skreślił mazakiem cyferkę na kalendarzu i poszedł do kuchni. Oblizał wargi i sięgnął po karton płatków śniadaniowych, otworzył lodówkę i wyciągnął mleko. Odłożył rzeczy na blat i wyciągnął miskę z szafki. Nasypał Corn Flakes i zalał je mlekiem. Chwycił miskę i łyżkę po czym poszedł do salonu.


* * *

- Bree! - krzyknęła Erin z dołu. Dziewczyna pospiesznie wyszła z łazienki zawiązując włosy w wysokiego kucyka i chwyciła torbę wychodząc z pokoju.
- Idę! Tylko poczekaj jeszcze moment! - oblizała wargi zbiegając na dół. Weszła do kuchni i chwyciła batonik zbożowy. Wyszła z kuchni na przedpokój i założyła buty.
- Przez ciebie się znowu spóźnimy i Patricia nas zwolni – jęknęła niezadowolona Erin i pociągnęła przyjaciółkę na zewnątrz. Bree zamknęła drzwi i wsiadła do starego Jeepa dziewczyny. Wyciągnęła telefon i zsunęła się na siedzeniu kiedy brunetka ruszyła.
- Zaspałam. Znowu – wymamrotała odpisując na smsa.
- Yeah, czwarty raz w tym tygodniu B. - westchnęła Erin i zaparkowała przed sklepem z odzieżą. Obie dziewczyny wysiadły i z pośpiechem weszły do budynku.
Chłopak usiadł na ladzie i spojrzał na brunetkę o imieniu Bree. Uśmiechnął się pod nosem bawiąc ołówkiem. Była śliczna, miała długie kręcone włosy, oliwkową cerę, długie nogi i... zmarszczył na moment czoło patrząc na jej twarz. Nie uśmiechała się.
Podeszła do blatu i zaczęła rozkładać na nim ulotki nucąc pod nosem tylko jej znaną melodię. Westchnęła i usiadła na stołku patrząc się pusto przed siebie.
Sięgnęła po ołówek i notes, przygryzła wnętrze policzka i zaczęła rysować.
Uśmiechnęła się lekko, rysując chłopaka z ogromnymi, szarymi skrzydłami. Po jego policzku spływała łza, a on sam patrzył w niebo jakby podejmował jakąś decyzję. Justin zeskoczył z lady i stanął za nią patrząc na rysunek.
- Bree?! - krzyknęła jej przyjaciółka – przynieś z zaplecza nowy towar. Trzeba rozłożyć go na półkach!
- Jasne, już idę - wymamrotała dziewczyna i wstała. Zamknęła notes i przeszła obok niewidzialnego chłopaka.
Przejechał opuszkami palców po jej ramieniu z uśmiechem. Momentalnie się zatrzymała i obejrzała za siebie marszcząc czoło.
- Co do cholery... - mruknęła pod nosem i poszła na zaplecze. Po chwili wróciła z kartonem i otworzyła go wyciągając ubrania. Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni i podłączyła do niego słuchawki, włączyła muzykę i schowała go z powrotem schowała. Zaczęła układać ubrania nucąc i momentami tańcząc.
Justin zaśmiał się patrząc na nią i podszedł bliżej delikatnie przejeżdżając dłonią po jej boku na co dziewczyna momentalnie odskoczyła, zdejmując słuchawki. Oblizała nerwowo wargi rozglądając się dookoła.
- Erin?! - zawołała odkładając koszulkę na półkę. Dziewczyna podeszła do niej z uśmiechem.
- Co jest młoda? - spojrzała na nią, a Bree odwróciła się do niej.
- Trzeba zamknąć okna, bo jest przeciąg. - dziewczyna zmarszczyła brwi patrząc na przyjaciółkę.
- Okej... nie ma sprawy. Już to robię.
Przeszła na drugą stronę pomieszczenia, a Justin wyszedł ze sklepu i ruszył wzdłuż ulicy.
Po chwili znalazł się w centralnej części Los Angeles. Oblizał wargi i wszedł do jednego z hoteli. Zaczął iść niepewnie przed siebie, aż dotarł do drzwi, które prowadziły do piwnicy. Otworzył je i zszedł na dół. W czasie kiedy przekroczył próg piwnicy, jeden z mężczyzn na niego spojrzał i przyłożył dłoń zawiniętą w pięść do serca po czym krótko mu się ukłonił, otwierając kolejne drzwi. Justin skinął głową i wszedł dalej, spojrzał na mężczyznę ubranego na czarno. Stał do niego tyłem, więc mógł zobaczyć potężne i przepiękne, czarne skrzydła. Odchrząknął, na co demon się odwrócił. - W końcu cię widzę. - uśmiechnął się do niego i podszedł bliżej, kładąc dłonie na jego ramionach – wybrałeś?
Justin spuścił wzrok nerwowo. Nie lubił tu przychodzić, ale nie miał wyjścia. Za każdym razem to samo. Czuł się jakby zdradzał swoją rodzinę, ale nie do końca no, bo... Zresztą nieważne.
Podniósł wzrok i na niego spojrzał.
- Nie, nie wybrałem. Nie ma innego wyjścia?
- Już ci powiedziałem, Justin. - pokręcił głową z dezaprobatą i się odsunął. Odwrócił się i pogłaskał po grzbiecie wielkiego, czarnego kruka. - Chce cię mieć w swoich szeregach, razem możemy odnieść sukces. Wyobraź sobie jak wszyscy są tobie posłuszni, możesz dosłownie wszystko...
- Nie takie życie chcę. - burknął pod nosem chłopak. Mężczyzna się odwrócił i spojrzał na niego z uśmiechem.
- W takim razie będziesz nikim, synu.

~~~~~~~~~~~~~~

Cześć wam (: dodałam jedynkę, ale szczerze to nie wiem czy dam radę to pisać dalej.
Pomysł mam, fabułę mam, ale czasu brak.
Jednak jeśli będziecie to czytać i komentować to postaram się dla was

sobota, 22 lutego 2014

Wstęp

- Justin Bieber? – starsza kobieta zbliżyła usta do mikrofonu i zawołała. Rozejrzała się po białym holu w poszukiwaniu blond chłopaka. Uniosła brew i zawołała jeszcze raz patrząc na śpiącego Justina na jednym z krzesełek. – Justin Bieber!
Zerwał się z krzesełka i podszedł do lady za którą siedziała staruszka. Przetarł dłońmi oczy i oblizał wargi.
- Tak? Wołałaś mnie Inest? – spojrzał na nią lekko zaspany.
- Zostałeś wybrany Justin. – posłała mu ciepły uśmiech. – Już myślałam, że zostaniesz tu na zawsze.


* * *

Naprawdę nie rozumiem jak ludzie sobie radzą z ukrywaniem swoich skrzydeł. Bo mają je, prawda?
Na razie są przezroczyste, ale kiedy wykonam zadanie staną się białe, albo czarne.
Mogę sprawić, że ludzie zrobią co tylko zechcę.
Mogę sprawić, że staną się lepszymi ludźmi.
Mogę sprawić, że oddadzą mi swoją duszę.
Mogę ich zniszczyć.
Nie do końca gram fair, ale kto teraz jest całkowicie szczery?
Już domyślacie się kim jestem?